Katastrofa w sadownictwie, Sadownictwo nie embargo, „Nie” dla niskich cen w skupie, Polski rząd = bałagan – pod takimi hasłami protestowało w stolicy blisko dwa tysiące sadowników z całego kraju. Oczekują interwencji rządu. – Ceny są poniżej kosztów produkcji. Bardziej opłaca się zostawić jabłka na drzewach niż je zbierać – mówią sadownicy.
Nawet po wprowadzeniu embarga przez Rosję na polską żywność, sytuacja nie była tak tragiczna jak obecnie. Wtedy dzięki działaniom ministerstwa rolnictwa udało się znaleźć nowe rynki zbytu dla polskich jabłek i ceny nie spadły po niżej minimum opłacalności.
Niestety rząd PiS i obecny minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel, mimo że mieli więcej czasu na działanie, nie zrobili nic, aby zapewnić zbyt polskiej żywności. To jeden z głównych powodów dla którego ceny w skupie są dramatycznie niskie. Koszt produkcji 1 kg jabłek klasy pierwszej to 1 zł. Sadownicy w skupie dostają 50 gr. Jeszcze gorsza sytuacja jest na rynku jabłek przemysłowych. Tu ceny zaczynają się od 20 gr.
– Sadownicy nie mogą być karani za to, że Polska cały czas wysuwa się na czoło antyrosyjskiej krucjaty. Oczekujemy od rządu rozpoczęcia rozmów z Rosją o wzajemnym zniesieniu sankcji. Do tego czasu rząd powinien uruchomić instrumenty stabilizujące rynek jabłek, tak by ceny w skupie osiągnęły poziom, choć minimum opłacalności – mówi Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników Rzeczpospolitej Polskiej i poseł PSL. Sadownicy złożyli swoją petycję w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, Rozwoju, Finansów i Rolnictwa.
Protest sadowników trwa już od 1 września. Wstrzymali oni sprzedaż jabłek w skupie, aby w ten sposób wymusić wzrost cen. Jednak bez interwencji państwa to na pewno się nie uda.
Przedstawiciele Ministerstwa Rolnictwa twierdzą w komunikacie, że jedną z głównych przyczyn złej sytuacji na rynku jabłek jest zbyt duża produkcja.