Policja jest bezradna. Przyzwolenie na wycinkę drzew dał szef resortu środowiska Jan Szyszko. – Nowymi przepisami minister Szyszko narobił więcej szkód niż największy kornik – ocenił Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL.
Wióry lecą na potęgę w całej Polsce. Zszokowani mieszkańcy z trudem poznają okolice, które zostały dotknięte tzw. „prawem Szyszki”. O co chodzi? Wszystko przez nowelizację ustawy o ochronie przyrody autorstwa ministra środowiska Jana Szyszki. Nowe przepisy obowiązujące od 1 stycznia br. umożliwiają niekontrolowaną wycinkę drzew. Rozwiązania zostały przyjęte przez rząd PiS w ekspresowym tempie podczas głosowań w Sali Kolumnowej. Teraz w równie szybkim czasie znikają kolejne drzewa.
– Nowymi przepisami minister Szyszko narobił więcej szkód niż największy kornik – powiedział na konferencji prasowej Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL. – Idea ustawy o ochronie przyrody być może była słuszna. Również widzimy, że w prawie, które funkcjonowało do tej pory, było wiele błędów. Ale przy całej słuszności idei, jest o wiele więcej nieudolności. Można powiedzieć, że zastał Polskę drewnianą, a zostawił wykarczowaną – ocenił lider ludowców.
Wycinka w polskich miastach
Kto może, wykorzystuje okazję, by piłować i rąbać w świetle prawa. Mieszkańcy polskich miast masowo publikują zdjęcia ogołoconych terenów. Największym echem odbiła się wycinka drzew przed warszawskim Urzędem Dzielnicy Śródmieście. W samej stolicy zagrożonych wykarczowaniem jest ok. pół miliona drzew. W innych miastach sytuacja jest równie dramatyczna.
Drzewa wycięto na krakowskim Ruczaju. W rejonie ul. Kobierzyńskiej wykarczowano kilkanaście z nich. Mieszkańcy są zrozpaczeni. Jeszcze niedawno ochoczo wybierali się tutaj na spacery. Dzisiaj straszy ich wykarczowane pole. Urzędnicy rozkładają bezradnie ręce, ponieważ wycinki dokonano w zgodzie z nowym prawem. Jak sami przyznają nie są w stanie powiedzieć ile w sumie drzew wycięto od stycznia. Jest to tym bardziej szokujące w takim mieście jak Kraków, który zmaga się z problemem smogu.
Podobna sytuacja dotyczy Poznania. W ostatnich dniach mieszkańcy alarmowali o wielkiej wycince nad Maltą. Chodzi przede wszystkim o tereny przy zbiegu ul. Inflanckiej i Baraniaka. Jak wskazują zbulwersowani Poznaniacy działki zostaną zapewne przekazane prywatnym deweloperom pod zabudowę. Niestety, przez przepisy ministra Szyszki urzędnicy mają związane ręce.
W innych częściach Polski jest podobnie. Co gorsze, pod topór idą także stare drzewa o wieloletniej historii. Taki przypadek opisują mieszkańcy Zielonej Góry. Miejscowi właściciele posesji przy ul. Wrocławskiej ścięli buk, który mógł mieć nawet 200 lat. Rósł on przy historycznych budynkach współtworząc miejscową historię. W całym województwie lubuskim zagrożone wycinką jest nawet 20 tys. drzew.
W całej Polsce słychać ryk pił mechanicznych oraz huk opadających drzew. Nie ma regionu, w którym tereny zielone nie zostałyby ogołocone z drzew. To również: Opole, Gorzów Wielkopolski, Wrocław, Łódź, Olsztyn, i wiele innych.
Przepisy nie dla rolników
Mimo przytłaczającej krytyki minister Szyszko broni firmowanych swoich nazwiskiem zmian. Ustawa w teorii miała pomóc np. rolnikom. Zmiany w prawie miały ułatwić im pracę w gospodarstwie. Okazuje się, że wcale na ustawie Szyszki nie zyskają. – Ustawa zupełnie nie pomaga rolnikom. Bez pozwolenia dalej nie wybudują oni ani obory, ani stodoły – zauważył prezes PSL.
Przyznaje to sam resort. – Jeśli rolnicy chcą postawić oborę czy stodołę, to pozwolenie na wycinkę drzew muszą wciąż uzyskać – wyjaśnia Ministerstwo Środowiska.
Komu w takim razie służy nowe prawo? Deweloperom! Ustawa została napisana pod dyktando lobby deweloperskiego. Co prawda firmy prowadzące działalność gospodarczą według nowej ustawy podlegają kontroli w ramach wycinki drzew, ale z łatwością mogą obejść prowizoryczne ograniczenia. Dobitnym przykładem jest wspomniana sprawa działki przed warszawskim Urzędem Dzielnicy Śródmieście, gdzie na wykarczowanym skwerze ma powstać biurowiec. Szokujący jest fakt, iż zarzutom tym nie zaprzecza sam minister.
– Widzimy, że PiS ma coraz większe problemy w zarządzaniu państwem. To kolejna nieudolna, nieprzemyślana i nieprzygotowana zmiana – zakończył Kosiniak-Kamysz.