Skip to main content

10 kwietnia 2010 roku czas się zatrzymał. Polska straciła tych, którzy lecieli w imię prawdy, pamięci i wspólnoty. Zginęli w drodze do Katynia – tam, gdzie milczenie już raz kosztowało zbyt wiele. Pamiętamy. W ciszy, która nie przemija.

15 lat temu – 10 kwietnia 2010 roku – Polacy usłyszeli wiadomość, której nie da się zapomnieć. Katastrofa smoleńska zabrała 96 osób. Nie liczby. Nie urzędy. Ludzi. Z ich codziennością, rodzinami, planami. Ze służbą.

Wśród ofiar była prezydencka para Lech i Maria Kaczyńscy, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, grupa parlamentarzystów, dowódcy wojskowi, szefowie instytucji państwowych, duchowni, przedstawiciele ministerstw, organizacji kombatanckich i społecznych oraz osoby towarzyszące.

To był dzień, który zadał Polsce ogromny ból – ale też przypomniał, czym naprawdę jest wspólnota. Nie ta zapisana w konstytucjach. Ta cicha. Obecna w spojrzeniach, w ściszonym głosie, w zniczu zapalonym bez słów.

Dziś znów pochylamy głowy. Nie po to, by dzielić. Po to, by być razem. By zatrzymać się przy nazwiskach, które wciąż budzą emocje.

Leszek Deptuła, Wiesław Woda, Edward Wojtas – ludowcy, którzy polecieli do Katynia w imię pamięci. Byli posłami Polskiego Stronnictwa Ludowego, reprezentowali ludzi z Polski lokalnej. Lecieli, by oddać hołd oficerom pomordowanym przez NKWD. I już nie wrócili.

Są takie chwile, kiedy liczy się tylko jedno: czy potrafimy być dla siebie oparciem, nawet wtedy, gdy różni nas wszystko – poza człowieczeństwem?

To właśnie wtedy najpełniej widać, kto niesie w sobie spokój, szacunek i potrzebę wspólnoty. Nie na pokaz, ale z wewnętrznego przekonania.

Są tacy, którzy nie mówią zbyt wiele. Po prostu zapalą świeczkę, złożą wieniec, zostaną chwilę dłużej. Czasem właśnie w ciszy objawia się największa siła.