Nawet 500 milionów złotych dopłat. Tyle proponuje Unia Europejska dla gmin zrzeszających się w spółdzielnie energetyczne. Węgiel odejdzie do lamusa?
Rządy PiS obrały sobie za wroga odnawialne źródła energii i konsekwentnie promują nierentowny węgiel. Premier Beata Szydło i spółka co raz rzucają im kłody pod nogi. Już wcześniej zastopowali rozwój energetyki wiatrowej wykluczając 99 proc. Polski z inwestycji. Teraz kolejny raz uderzyli w OZE zmniejszając opłacalność takiego biznesu. Wkrótce może to się zmienić. Jak? Za sprawą spółdzielni energetycznych. Pierwsze gminy już biorą sprawy we własne ręce.
Nawet pół miliarda złotych dopłat czeka. Na tyle mogą liczyć samorządy, które postawią na zieloną energię. Cel jest prosty: uniezależnienie się od drogiego węgla i samowystarczalność energetyczna. Wnioski można składać od 31 lipca do 29 września 2017. Jest o co walczyć. UE może sfinansować nawet 85 proc. inwestycji.
Czym właściwie są spółdzielnie energetyczne? Jest to zrzeszenie osób fizycznych, firm lub też samorządów, które wspólnie produkują energię elektryczną i ciepło. Dla przykładu Jeden mieszkaniec posiada wiatraki, sąsiad chce wybudować panele fotowoltaiczne, a trzeci planuje postawienie biogazowni. Wszyscy mogą zrzeszyć się w jeden podmiot i uniezależnić się od dostaw z zewnątrz. Nadwyżkę energii mogą sprzedać.
Pierwsze gminy już planują inwestycje. Są to samorządy głównie z Dolnego Śląska. Wkrótce dołączą kolejne. Ile można zaoszczędzić? To zależy od zastosowanych rozwiązań. Potrzeba jednak instalacji o mocy ok. 50 MW w każdej gminie.
Warto przypomnieć, że Polskie Stronnictwo Ludowe już w 2014 r. złożyło projekt o spółdzielniach energetycznych. To był pierwszy krok. Teraz należy kontynuować drogę wyznaczoną przez ludowców. Zielona energia to przyszłość. Szkoda, że PiS tego nie rozumie…